aktualna pogoda:
°C
hPa
deszcz: 0.0 mm
wiatr: km/h
pogoda na 4 dni »

Pełny plecak = pusty portfel?


piątek 05 sierpień 2011 13:00

Sierpień to w wielu domach miesiąc największych problemów związanych z rodzinnym budżetem. Choć jeszcze w lipcu można oddalać od siebie widmo wyposażenia dziecka do szkoły, to w sierpniu trzeba już przejść od zamysłu do czynu. Tylko jak to zrobić za statystyczną turkowską pensję, która daleka jest od "średniej krajowej"?

Stary elementarz nie wystarczy...

Aby przekonać się o tym, jak kosztowne jest wyposażenie dziecka w zestaw podręczników, wystarczy zajrzeć do księgarni. Trzeba być jednak przygotowanym na spory wydatek. Z racji kwot pojawiających się po zakupie na paragonach, większość rodziców zajrzy tam dopiero po 15 sierpnia.

Stosunkowo łatwe jest zaopatrzenie w książki i ćwiczenia ucznia szkoły podstawowej. Dla dzieci z klas I-III przygotowywane są specjalne „boxy” z praktycznie kompletnymi zestawami potrzebnych publikacji. Łatwe nie jest już raczej jednak wysupłanie sumy ok. 300 zł za komplet podręczników dla ucznia dajmy na to IV klasy szkoły podstawowej.

Jeśli wydanie takiej kwoty wydaje się być problemem, to co mają powiedzieć rodzice uczniów gimnazjum. Jak informuje pracownik jednej z turkowskich księgarń, zaopatrzenie nastoletniego gimnazjalisty w książki potrzebne do nauki to wydatek przekraczający 600 złotych. Nic w tym dziwnego, skoro za zestaw do języka angielskiego jednego z wydawnictw (podręcznik + zeszyt ćwiczeń) trzeba wysupłać ponad 90 złotych. Prawdziwymi pechowcami w tym roku są rodzice dzieci klas III gimnazjum, gdyż ci w związku z podążaniem nowym trybem nauki, nie mogą po prostu odkupić książek od starszych kolegów.

Stosunkowo dobrze jest więc być rodzicem ucznia szkoły średniej. Ci z dużą sprawnością zdobywają książki z drugiej ręki, czy to od starszego kolegi, czy to z antykwariatu.

Szkolny „lans” za spory „hajs”

Księgarnia to tylko jeden z przystanków kolekcjonowania uczniowskiego ekwipunku. Ten, im dziecko młodsze, tym potężniejszy. Uczniowi technikum wystarczy długopis w kieszeni i linijka pożyczana od kolegi, ale w przypadku ucznia podstawówki potrzebować będziemy wszelkiej maści plecaków, piórników, długopisów, ołówków, kredek, mazaków, linijek, cyrkli, korektorów, plastelin... i tak dalej. I choć statystyczny rodzic zawita pomiędzy sklepowymi półkami zapewne za kilkanaście dni, to firmy producenckie i sklepy tzw. „akcję szkoła” prowadzą już od dawna i pozostają w ciągłej gotowości.

Markety oczywiście z utęsknieniem czekają na zakupowy „boom” łowców wyprawek szkolnych. – W ostatnim tygodniu sierpnia i pierwszym weekendzie września cena na stoiskach z artykułami szkolnymi w zasadzie nie ma znaczenia. Klient dziwi się dopiero w domu, czytając paragon – o zjawisku szkolnych zakupów mówi koordynator jednej z największych w Polsce agencji merchandisingowych. Zwraca także uwagę na inne groźne dla portfela zjawisko – napędzany reklamą przymus posiadania rzeczy modnych.

Można oczywiście kupić zestaw 12 mazaków za 2.40 zł, ale już podobna paczka flamastrów z małymi, niebieskimi bohaterami znanej kreskówki na etykiecie kosztuje w jednym z popularnych turkowskich marketów 7.20 zł. Wspomniany koordynator zwraca moją uwagę na istnienie w sklepach licencyjnych regałów. To właśnie tam, niezależnie od tego czy nasze dziecko jest fanem lalki Barbie czy Wiedźmina, może zaopatrzyć się w różne akcesoria z podobizną czy logo ulubieńca. Nie trzeba dodawać, że rzeczy te są oczywiście droższe od swoich „zwykłych” odpowiedników.

Hitem ma być w tym roku szkolnym wszystko to, co jest związane z piłką nożną. Skoro już niebawem ma dopaść Polaków euforia EURO2012, producenci akcesoriów szkolnych wychodzą z założenia, że dzieci powinny mieć długopisy, plecaki i kredki ze sportowcami, piłkami, czy maskotkami mistrzostw. Nie ma obawy, iż przegapimy w sklepie te przeboje rynku szkolnego. – Droższe rzeczy są zawsze umieszczone na półce „na widoku”, a rzeczy tańsze są porozkładane na półkach niższych – o tajnikach wpływu na klienta jedynie przypomina mi i Państwu osoba związana z marketową „akcją szkoła”.

Neverending story

Choć mamy już dla swojego dziecka książki, plecak i przybory, to przecież to jeszcze nie wszystko. W końcu trzeba jeszcze odwiedzić sklep odzieżowy, a w „sportowym” zaopatrzyć latorośl w dresy. No i  czeka jeszcze na rodzica obuwniczy. Wszędzie tam, jak wszyscy wiemy, główną rolę gra marka produktu. Przecież sportowe buty mogą kosztować zarówno kilkadziesiąt złotych, jak i w przypadku topowych marek - kilkaset. Jeżeli jesteśmy rodzicem ucznia dojeżdżajacego, kolejne kilkadziesiąt złotych bedziemy musieli regularnie wydawać na bilet miesięczny, którego cena raczej nie spada, choć maleją ilości połaczeń autobusowych, przez co młodzież musi się nieźle "nagimnastykować", by poukładać swój plan dojazdów i odjazdów.

Wnioski?

Choć powyższy tekst powinny wieńczyć jakieś rady, takich tu nie ma i być nie może. Skoro jeden z poprzednich ministrów edukacji zajmował się głównie kwestią „umundurowania” szkół, a kolejny wycofał się z zapowiedzi, mówiących o darmowych podręcznikach dla roczników rozpoczynających naukę według zreformowanego programu, to co pozostaje rodzicom? Na dzień dzisiejszy wydawnictwa wraz z producentami akcesoriów szkolnych stawiają statystycznego rodzica pod ścianą, w myśl sformułowania „płacz i płać”.

AW

 
 

Zobacz także:


Strona główna  •   Turek.net.pl •  

Strony portalu Kalisz.info.pl są monitorowane przez Google Analytics •  Korzystanie z portalu oznacza akceptację Regulaminu oraz plików cookie •  Projekt, realizacja, hosting online24.pl